Od bardzo długiego czasu zbierałam się żeby wybrać się na Islandię, na pewno myślałam o tym już w okolicach 2019 roku a nie pamiętam czy i też nie wcześniej. Pierwotny plan był jechać w 2020 roku, z wiadomych przyczyn musiałam jednak zrezygnować. Co się odwlecze to nie uciecze więc w końcu nadszedł ten moment, że zdobycie Islandii stało się możliwe, a więc w drogę ...
Lotnisko Keflavík
Tu chyba nie ma czego komentować, wystarczy spojrzeć na zdjęcie :) Jak tylko zobaczyłam tego stwora od razu wiedziałam, że jestem w dobrym miejscu :)
Kwarantanna
Od 15 czerwca tego roku Islandia otworzyła się na zaszczepieńców, którzy mogli wjeżdżać na jej teren bez testów. Ja jednak musiałam utrudnić sobie życie i przyjechać 12 czerwca, no bo w sumie czemu nie. Dzięki temu miałam okazję po raz pierwszy przeżyć test na Covid :) Test był za darmo ponieważ rząd Islandii zasponsorował go dla pierwszych 10 000 turystów, którzy przylecą na wyspę. Próbki do testu pobierał mi jakiś Polak, który zaczął do mnie mówić po polsku. Był tym faktem bardzo zdezorientowana, bo już mentalnie przestawiłam się na angielski, a tu ciągle jak w domu. Już się nawet zastanawiałam czy to się dzieje naprawdę, czy tylko mi się śni bo było już ok 2 w nocy czasu polskiego. Po pobraniu próbek przymusowa kwarantanna w hotelu do uzyskania wyników testów. To był bardzo stresujący czas, bo w sumie mimo zaszczepienia mogłam gdzieś wirusa mieć. Na szczęście po ok 12 h okazało się, że Covida nie mam wiec mogę ruszać na podbój Islandii :)
Wulkan Fagradalsfjall
W marcu 2021 roku miała miejsce erupcja wulkanu, który znajduje się bardzo blisko Reykjavíku. Do wulkanu robiłam dwa podejścia:
- zaraz po zakończeniu kwarantanny - niestety nie było mi dane zobaczyć spektakularnego wybuchu z bliska. Wulkan był na tyle aktywny, ze wydzielał jakieś trujące wyziewy i zamknięto na niego szlak. Mogłam wiec tylko sobie na niego popatrzeć z daleka.
- przedostatni dzień na Islandii, w drodze powrotnej na lotnisko. Tym razem szlak był otwarty, ale pogoda była dość nieprzyjemna i w sumie niewiele widziałam poza zastygniętą lawą, po której nawet kawałek przeszłam. Jest to bardzo niebezpieczne więc lepiej tego nie robić, no ale cóż, czasem jakoś tak wyjdzie.
Laguna lodowcowa Jökulsárlón i Diamond Beach
Wg mojego rankingu miejsc to było chyba najładniejsze miejsce jakie widziałam na Islandii. Dobrze wyglądało nawet w złej pogodzie. Kawałki lodowca zatopione w wodzie, jak ktoś chce, można nawet popływać pomiędzy kawałkami lodowca, nie próbowałam.
Tuż obok znajduje się Diamond Beach, która swoją nazwę zawdzięcza chyba temu jak wygląda, na czarnym pisaku leżą wielkie bryły lodu, które wyglądają jak diamenty. Podobno można też pooglądać tam foki, mi się nie udało, ale i tak było pięknie :)
Gdzie się wykąpać?
Islandia słynie z tego, że dużo tam miejsc gdzie można się popluskać w gorącej wodzie. I wcale nie chodzi o gorącą wodę z kranu :) Podczas swojej podróży miałam okazje odwiedzić trzy takie miejsca:
- Myvatn Nature Baths - gorące źródła ucywilizowane, tzn. są tam prysznice, sauna, i fajne islandzkie kosmetyki :) Wstęp jest oczywiście płatny, ja zaobserwowałam tam trzy baseny o różnej temperaturze, tak wiec jak jest za gorąco to można się przejść na chłodniejsze wody i z powrotem w cieplejsze. Podobno mieści się tam ok 400 osób ale jak widać na zdjęciu tłumów nie było :)
- dzikie gorące źródełko w Górach Tęczowych - źródełko było dość spore, ale miejsca z gorącą wodą niewiele. Jeśli komuś było za gorąco mógł się przeturlać metr w bok i już miał komfort chłodu. Ja się tam dość wychłodziłam, ale na szczęście miałam polewacza, który regularnie dostarczał ciepłą wodę :)
- gorąca rzeka Reykjadalur
Niedaleko Reykjavíku znajduje się gorąca rzeka, trzeba do niej iść z parkingu ok 40 minut, ale warto. woda jest tam naprawdę gorąca i można się w niej wygrzać. Ja nawet poparzyłam sobie trochę kostki, ale co tam i tak było warto :)
Wodospady
Wg Wikipedii na Islandii jest zarejestrowane ponad 900 wodospadów, pewnie jest też dużo niezarejestrowanych. Wszędzie jest ich dużo, gdzie nie spojrzeć to jakiś foss.
1. Dynjandi - pierwszy i wg mnie najpiękniejszy wodospad jaki widziałam na Islandii, znajduje się na fiordach zachodnich, daleko, ale na pewno zobaczyć warto
2. Kvernufoss - trochę ukryty, ale bardzo fajny wodospad który można zobaczyć od tyłu i wcale się nie zmoczyć
3. Dettifoss - zdobyty w warunkach zimowych
4. Góðafoss - najszerszy jaki widziałam, prezentuje się pięknie, nawet gdy dookoła pada grad
5. Skógafoss - często odwiedzany przez turystów mi się udało zrobić fotkę bez tła :)
6. Seljalandsfoss - ten wodospad też jest oblegany przez turystów, ciekawy ze względu na to że można go dookoła obejść. Mówili że będzie mokro i trzeba ubrać się w nieprzemakalna ciuchy ale jakoś tak sucha wyszłam z tej przeprawy więc trochę przesadzają.
7. Hengifoss - tego wodospadu niestety nie widziałam z bliska, gdyż szlak był na niego zamknięty, ale z daleka wygląda bardzo pięknie. Może innym razem się uda :)
I jeszcze dużo, dużo innych których nie pamiętam, bo jest ich tak dużo. Wodospadów na Islandii tyle, co monastyrów w Gruzji, gdzie nie spojrzysz to wodospad.Trekking po lodowcu
Jedną z atrakcji która szkoda pominąć będąc na Islandii jest trekking po lodowcu. Miałam okazję pochodzić po lodowcu Sólheimajökull. Spacerek bardzo przyjemny, w rakach i z czekanem, którego na szczęście nie musiałam używać.
Przewodnikiem po lodowcu był Polak, pan Łukasz. Bardzo ciekawie opowiadał i lodowcu jak i zapodal challenge picia wody ze strumyka "na víkinga". Sama nie wzięłam udziału, ale fajnie było popatrzeć jak inni się produkowali :)
- Vínbúðin - podobnie jak w Szwecji w Islandii również występują sklepy tylko alkoholowe i tak się właśnie nazywają. Z alkoholi próbowałam tu głównie piwa, które sprzedawane są tu również w rozmiarze 330 ml. Rozmiar w sam raz dla mnie, moje ulubione piwo to Pink o smaku mango i wiśni :) ogólnie to mają tu bardzo kolorowe wesołe puszki.
- muzyka i język - na Islandii tworzy się dużo fajnej muzyki, która bardzo dobrze oddaje tutejszy klimat. Wcześniej znałam tylko zespół Kælan Mikla, ale jest tu dużo więcej do poznania. Dla mnie to też super sposób na oswajanie się z językiem, który wcale nie jest taki prosty. Jeśli porównać go do innych języków to jest on podobny do niczego, wymowa też nie jest łatwa. Nie wiem czy się pokusze o naukę kolejnego języka skandynawskiego, może jeszcze się zastanowię :) W internecie można sporo znaleźć filmików dla początkujących.
- Reykjavík - stolica to jedyne miasto o populacji powyżej 100 k ludzi. Jednym z najpopularniejszych budynków w Reykjavíku jest kościół Hallgrímskirkja. Budynek robi wrażenie, da się tam wejść na wieżę i podziwiać widok z góry na miasto. Niestety wieża zamykana jest dość wcześnie więc nie miałam okazji żeby tam wejść, ale podobno warto. Drugim popularnym budynkiem jest Opera, podobno najlepiej prezentuje się w okresie zimowym kiedy to jest pięknie oświetlona. Może będę miała okazję żeby się przekonać. Tymczasem musi mi wystarczyć widok za dnia z zewnątrz. W Reykjavíku nocowałam w bardzo ciekawym hostelu kapsulowym Galaxy Hostel. Polega to na tym, że każdy gość ma swoją własną kapsule w której może spać i być odgrodzonym od innych gości. Bardzo ciekawa propozycja dla introwertyków i tych co nie lubią chrapiących, czyli dokładnie dla mnie :)
- jedzenie, podobnie jak w innych skandynawskich krajach nie jest jakieś szczególnie wybitnie dobre, ludzie najczęściej lubią tu grillowac a ja głównie jadłam fish & chips. Ze słodyczy oprócz takich jak można spotkać w Polsce to przede wszystkim lukrecja, za którą nie przepadam. Także pod tym kątem to tak słabo. Mają za to bardzo dużo smaków skýru i w sumie tyle mi wystarczy :) A i dużo suszonej ryby, która podobno najlepiej smakuje z masłem...
To na pewno nie jest moją ostatnią wizyta na Islandii, tu jest zbyt pięknie żeby tak po prostu już tu nie przyjechać. Może zimą coś się uda, kto wie... Tymczasem: