niedziela, 17 marca 2019

Wyspa Afrodyty

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w podróży ...

Pewnego zimowego dnia, albo wieczora wpadłyśmy z koleżanką, z którą znam się od ponad 10 lat, na pomysł żeby w końcu gdzieś się razem wybrać. Dla obu z nas podróże to pasja, wiec dziw bierze, że do tej pory nie udało nam się jeszcze nigdzie razem wyjechać. Trzeba było wiec nadrobić ten haniebny brak i w końcu gdzieś się razem wybrać. Ponieważ obie sporo podróżujemy, mało jest miejsc gdzie jeszcze żadna z nas nie była, ale wciąż takie są i tak oto zdecydowałyśmy się na wyjazd na Cypr.
Podróż zaplanowałyśmy na trzy dni. Cypr nie jest jakiś wielki (podobno wielkości województwa opolskiego) więc zdecydowałyśmy się wynająć samochód i po prostu pojeździć z miejsca na miejsce, aby zobaczyć jak najwięcej w tak krótkim czasie. W zaplanowaniu podróży bardzo pomógł nam czyjś blog podróżniczy, własnie opisujący co można zwiedzić w trzy dni na Cyprze.
Samolot miałyśmy z Okęcia ok 16 po południu w piątek, lot zajął nam ok 4 h i po 20 byłyśmy już na miejscu. Na lotnisku od razu odebrałyśmy wypożyczony samochód i ruszyłyśmy z lotniska do Larnaki, aby tam przenocować. Na Cyprze jest ruch lewostronny, ale koleżanka to mistrz kierownicy i nie straszne jej było to, że jedzie po złej stronie drogi. Niestety, ja nie jeżdżę, wiec musiałam polegać na jej umiejętnościach i prawdą jest, że poradziła sobie wyśmienicie :) W Larnace wybrałyśmy się na późną kolację i krótki spacer nad morze. UWAGA na Cyprze są też gniazdka typu angielskiego. Na szczęście skojarzyłam że lewostronny ruch to pewnie też trzeba przejściówkę wziąć, co uratowało nas przez stratą kontaktu ze światem :)
Kolejnego dnia z rana wyruszyłyśmy z Larnaki na zachód wyspy szlakiem miejsc polecanych we wspomnianym wyżej blogu. Jako pierwsza Governors Beach - podobno piękna, jak dla mnie przeciętna, ale zobaczyć można.
Potem zatrzymałyśmy się chwilę w Limassol ponieważ chciałam zobaczyć biuro mojej firmy, które się tam mieści. Niestety chyba GPS szwankował bo nie udało mi się tego miejsca znaleźć, ale byłam na ulicy gdzie teoretycznie powinno to biuro się znajdować :) Z Limassol wyruszyłyśmy do kompleksu archeologicznego Kourion, gdzie na pewno odnajdą się ludzie którzy lubią takie miejsca. Jak dla mnie, po prostu fajnie było to zobaczyć.
Potem wyruszyłyśmy w kierunku jednego z ciekawszych miejsc na Cyprze, czyli miejsca narodzin Afrodyty. Miejsce fajne, ale bardzo dużo było tam (nawet na tą porę) turystów. Dla mnie super sprawą było to, że mogłam sobie wejść na skałę i obejrzeć całość z góry.
Po obejrzeniu skały przeniosłyśmy się do Paphos, aby tam przenocować. Ale zanim sen, trzeba było coś zjeść, wiec wybrałyśmy się do jednej z nielicznych otwartych o tej porze roku restauracji. Okazało się, że był to rodzinny biznes, czyli mała knajpka gdzie bardzo miło nas potraktowano i miałyśmy okazję zasmakować cypryjskiej gościnności tj.
- było mi zimno więc na początku siedziałam w czapce - panie przyniosły mi grzejniczek gazowy żebym mogła się rozgrzać,
- dostałyśmy gratis ciastko czekoladowe,
- wypiłyśmy butelkę wina za 3/4 ceny z menu,
- dostałyśmy foldery reklamowe i mapę Paphos,
- pojadłyśmy musake.
Po kolacji wybrałyśmy się jeszcze na spacer, z którego ze względu na problemy techniczne wróciłyśmy komunikacją miejską (cena jednorazowego biletu autobusowego w Paphos to 1,5 EUR)
Kolejnego dnia z rana wybrałyśmy się w dwa, wg mnie, najciekawsze miejsca na Cyprze.
Na początek pojechałyśmy zobaczyć wrak statku EDRO III, który podobno stoi tam od grudnia 2011 roku. Naprawdę robi wrażenie i z bliska i z daleka i warto go zobaczyć.
Po wizycie na ERDO pojechałyśmy zobaczyć wąwóz Avakas. Miałyśmy trochę problemy z dojazdem tam, gdyż podobno ulewne deszcze zniszczyły drogę, ale koleżanka ponownie udowodniła, że jest mistrzem kierownicy i takie rzeczy jej nie straszne. Przy okazji naszego błądzenia, udało nam się trafić na bardzo uroczy kościółek, który na tle pochmurnego nieba prezentował się spektakularnie.
Droga do wąwozu okazała się zamknięta, ale turyści i tak tam szli wiec poszłyśmy i my. Już na samym wejściu trzeba było przejść przez strumyk i nie dało się tego zrobić inaczej niż boso lub mocząc sobie buty. Potem kawałek idzie się ścieżką, natomiast sam wąwóz o tej porze roku (tj. luty) najlepiej przejść na boso bo jest tam dużo wody, można ewentualnie zaopatrzyć się w specjalne buty. Chyba, że ktoś chce poświęcić swoje regularne buty, to już jest to jego wybór. Ja zdecydowałam się na bosą wycieczkę, chociaż ten kto mnie zna wie jak nienawidzę chodzić boso po kamieniach w zimnej wodzie. Udało się jednak, nawet za bardzo nie krzyczałam :) Naprawdę polecam taki spacer.

Po Avakas zdecydowałyśmy pojechać w góry Troodos, żeby zobaczyć Olimp. Niestety, ku mojemu niezadowoleniu tuż po wyjeździe z Paphos okazało się że oderwał nam się przedni błotnik w lewym kole i zahacza o koło. Wywoływało to niezbyt przyjemne dźwięki i nie wiadomo czy nie doprowadziło by do gorszych uszkodzeń. Koleżanka wezwała więc pomoc z firmy od której wynajmowałyśmy auto, żeby nam to naprawili. Niestety, nie miałyśmy narzędzi żeby to naprawić, a rozwiązanie "na plaster" (dosłownie) nie dało pożądanego rezultatu. Pomoc okazała się bardzo czasowa, gdyż jak obiecali ze będą w 30 minut to tak właśnie dojechali. Pan z pomocy okazał się bardzo sympatycznym Rumunem i bardzo chętnie wzięłybyśmy go dalej ze sobą :). Przez tą nieoczekiwaną naprawę miałyśmy ok godziny opóźnienia i mimo starań nie udało nam się dotrzeć do Troodos przez zmrokiem. Pozostało nam więc uczucie, że jesteśmy w górach, nie widząc ich.
Z Troodos ruszyłyśmy na drugi koniec Cypru tj, do Ayia Napa, gdzie miałyśmy nasz ostatni nocleg. Niestety potwierdziło się po raz kolejny, że luty to nie jest turystyczny miesiąc, większość restauracji jest zamknięta, wiec musiałyśmy się zadowolić kuchnią wschodnią (tj, chińczykiem). Byłam jednak tak głodna, że było mi bardzo wszystko jedno.
Ostatniego dnia zwiedziłyśmy jeszcze Most Miłości, który pięknie prezentował się na tle turkusowego morza, co ciekawe, mimo, że jest to naturalna formacja to i tam znalazło się miejsce aby zakochani mogli przypinać swoje kłódki. Zawsze mnie wtedy zastanawia i le taki par faktycznie przetrwało :).
Potem podjechałyśmy do jaskini na Cape Greco gdzie przeszkadzałyśmy w sesji pewniej pary młodej :) Niestety para młoda nie załapała się na zdjęcie...

W drodze do Larnaki zahaczyłyśmy jeszcze na obiad aby zjeść w końcu polecane Meze. Niestety okazało się, że jest to tak duże danie, że jeszcze przydałoby się co najmniej dwóch chłopów żeby to zjeść. No cóż, ale to co się udało zjeść było baaaardzo pyszne. Po powrocie do Larnaki dotarłyśmy do lotniska, gdzie zwróciłyśmy samochód i ok 23 byłyśmy z powrotem w Polsce.
Luty jest bardzo dobrym czasem na zwiedzanie Cypru, jeśli ktoś chce to robić aktywnie (tzn. nie tylko leżąc na plaży).  Pogoda jest bardzo ładna, świeci słońce, temperatura jest w okolicach 10-18 stopni (zależnie od pory dnia). Podsumowując, polecam taką wycieczkę :)

Co cię nie zakili to cię wzmocni cz. 2

Zdobycie Kilimanjaro to bardzo niesamowite przeżycie, które na długo żyje w pamięci. Jednakże jak się wyjechało, to wypadało by tez wrócić, ...