piątek, 1 września 2017

No to lecimy

Tak! W końcu nadszedł ten dzień! Lecę do Afryki!
Na lotnisku spotykam się z moją towarzyszką podróży Kamilą oraz jej rodziną.
Lot zaplanowany jest na ok 12h z przesiadką w Istambule (1h15m) i w Nairobi (4h45m). Startujemy z opóźnieniem ok 30 minut z Okęcia o godzinie ok 15:25. Na szczęście samolot nadrabia stratę i lądujemy w Istambule o czasie. Zanim wyszłyśmy z samolotu minęło trochę czasu, wiec czym prędzej biegniemy do odpowiedniej bramki. Niestety lotnisko jest dość spore, a bramka jedna z ostatnich. Przemierzamy całe lotnisko, by w końcu przejść przez ostatnią odprawę.
Panie na gate troche zirytowane, ale to przecież nie nasza wina...
W samolocie relacji Istambuł - Nairobi jest wiele wolnych miejsc, także każda z nas ma co najmniej dwa, żeby rozłożyć się i przespać. Startujemy ok godziny 20 aby ok 2:30 wylądować w Nairobi. Tradycyjnie w czasie dłuższych lotów nadrabiam zaległości filmowe, wiec czas leci mi dość szybko. Na lotnisku w Nairobi przemierzamy bardzo dużą część lotniska aby dostać się do odpowiedniego gate. Co ciekawe trzykrotnie przechodzimy przez kontrolę bagażu, mijamy też śpiących przy swoich stanowiskach urzędników. Lotnisko z początku wygląda jak wielka hala fabryczna, po wielu metrów wąskich korytarzy zaczyna przypominać lotniska jakie są mi znane. Przy naszym gate 16 wygląda mniej więcej tak:

Na lotnisku w Nairobi można skorzystać z darmowego wifi przez 1h, potem trzeba dokupować dostęp. Ja z uwagi na to, że mam i telefon i laptop, łącznie wykorzystuje dwie godziny:) i nic dokupować nie potrzebuje. Podczas przesiadki na lotnisku w Nairobi miałyśmy zrobić sobie ponowny check - in gdyż zmieniałyśmy linie lotnicze. Dwa razy pytałyśmy pracowników lotniska, gdzie jest robiony check - in, żeby mieć go jak najszybciej z głowy.
Za pierwszym i drugim razem powtarzali nam że możemy to zrobić przy przejściu do gate. Wydało mi się to trochę dziwne, ale w sumie jesteśmy w Afryce, tu wszystko może się zdarzyć. Jakieś 50 minut przed odlotem podeszłyśmy do gate żeby się zacheckinować. A tu niespodzianka, powinnyśmy zrobić check - in gdzie indziej i przyjść już z gotowym boarding pass.
Przybiegłyśmy wiec do check-in desku, który wskazała nam kobieta w gate. A tam niby kolejna niedługa ale jakoś powolnie idąca. Gdy w końcu doszłyśmy do desku, pani urzędniczka oznajmiła nam że samolot jest jucz pełny i ma opóźnienie i nas już nie wpuszczą. Szybka panika co tu robić, i wizja wydanych 500 $ na kolejny bilet. Pani jednak ocknęła się w ostatniej chwili, wydrukowała boarding pass i pobiegła razem z nami do gate. Wpadłyśmy do samolotu i znalazłyśmy swoje miejsca. Pani  przy gate wspominała nam że nasze bagaże przylecą kolejnym lotem, ale dobrze, ze chociaż nam udało się załapać na ten właściwy. Byłam przekonana że czekali tylko na nas, ale nie było tak, bo czekaliśmy jeszcze kilkanaście minut na start samolotu. Stosowana polityka bagażu podręcznego nie zadziała w tej chwili, gdyż personel jeszcze przez kilka dobrych minut próbował
upchnąć bagaże leżace w przejściu.
Gdy doleciałyśmy w końcu do Lusaki, okazało się że jednak mój bagaż doleciał. Radość gdy zobaczyłam swoją kwiecistą walizkę była nie opisana. Niestety Kamila nie miała tyle szczęścia i wciąż czeka na swoją walizkę.
Zakup wizy do Zambii był bardzo szybki i sprawny, wiza była od razu prawidłowo wydana. Udało mi się nawet pozbyć studolarówki bez niebieskiego paska, którą podobno trudno w Zambii wymienić.
Po wyjściu z lotniska czekał na nas John, dyrektor szkoły w której będziemy uczyć. Zabrał nas do samochodu i ruszyliśmy do miasta na miejsce przeznaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co cię nie zakili to cię wzmocni cz. 2

Zdobycie Kilimanjaro to bardzo niesamowite przeżycie, które na długo żyje w pamięci. Jednakże jak się wyjechało, to wypadało by tez wrócić, ...