piątek, 11 sierpnia 2017

Jak to się wszystko zaczęło?

Zawsze marzyłam o  podróżach, dalekich, bliskich, w Polsce, za granicę, pieszych, samochodowych, autobusowych, pociągowych, rowerowych, wodnych, powietrznych i każdym innym środkiem transportu. W szkole podstawowej czy w liceum (na gimnazjum się nie załapałam) uczestniczyłam w każdej możliwej wycieczce, na studiach zaczęłam również sama organizować sobie wycieczki. Mój pierwszy wyjazd za granicę był do Słowacji, pierwszy lot samolotem - do Paryża. Wiele miejsc do tej pory odwiedziłam, ale wciąż chcę więcej. Planem docelowym jest podstawienie stopy na każdym kontynencie (do tej pory zaliczyłam cztery). Po Europie, Azji i obu Amerykach przyszła kolej na Afrykę!
Pomysł wyjazdu na wolontariat zrodził się już jakiś czas temu. Jeden z moich znajomych w ramach wolontariatu budował kiedyś kościół w Indiach. Bardzo spodobała mi się ta idea, pomyślałam że jest to bardzo fajny sposób na wykorzystanie swojego wolnego czasu, Przy okazji można poobserwować życie mieszkańców innego kraju / innej kultury od środka, a także przyczynić się jakoś do rozwoju ich społeczności.
Niestety w budowie kościoła mogłabym być raczej kiepska, wiec postanowiłam wykorzystać inne swoje zdolności. Wpisałam więc w wyszukiwarkę hasło "Wolontariat w Afryce" i jako jeden z pierwszych linków jaki kliknęłam był link do wolontariatu organizowanego przez Fundację Asbiro. Po zapoznaniu się z opisem zakrzyknęłam w umyśle: tak będę uczyć dzieci w Zambii!
Wysłałam wiec swoje zgłoszenie, że bardzo chcę jechać na wolontariat we wrześniu (tylko na ten miesiąc urlopu pozwała mi praca). Gdy pojawiły się zapisy na wrzesień 2017 przypomniałam się ze swoim zgłoszeniem i zaczęłam proces przygotowań do wyjazdu.
Na sam początek obejrzałam kilka filmików przybliżających szczegóły wolontariatu i pracy wolontariuszy. Dostałam również garść wskazówek jak się przygotować na wyjazd i czego mogę spodziewać się na miejscu. Powoli planuje swój wyjazd, zbieram rzeczy które będę chciała zabrać, obmyślam plan czego chciałabym nauczyć dzieci. Z okazji wyjazdu odświeżyłam też swoje szczepionki (wg zaleceń lekarza WZW A i B, błonica, dur brzuszny, tężec). Ponieważ wszystkie zdecydowałam się przyjąć w jednym dniu, dostało mi się też strzykawką w udo! (nienawidzę zastrzyków i pobierania krwi, stąd też moja trauma była wzmocniona).
Przede mną jeszcze wiele przygotowań, ale już czuję motyle w brzuchu, że kolejna wyprawa przede mną:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co cię nie zakili to cię wzmocni cz. 2

Zdobycie Kilimanjaro to bardzo niesamowite przeżycie, które na długo żyje w pamięci. Jednakże jak się wyjechało, to wypadało by tez wrócić, ...