piątek, 22 września 2017

Farewell Party

Dzień po powrocie z Livingstone zrobiłyśmy sobie wolne. Trzeba było odpocząć po trudach podróży i naładować siły na kolejne starcia z dzieciakami:)
Wczoraj znowu miałyśmy lekcje, był to ostatni dzień lekcji Kamili (która wyjeżdża w najbliższą sobotę). W związku z tym aby miała dobre wspomnienia i mogła zrobić jeszcze kilka fotek, zdecydowałyśmy, że przed końcem lekcji wypuścimy dzieciaki na dwór, żeby zrobić sobie z nimi sesję. Na początek miałam angielski z grade 2-3. Zaczęłam od powtórzenia ostatniej lekcji czyli przymiotników. Niestety, okazało się, że dzieciaki nie do końca pojęły / zapamiętały czym jest
przymiotnik, toteż zrobiłam z nimi kilka przykładów zdań zawierających przymiotnik. Różnie bywało z identyfikacją przymiotników w zdaniu. Przeczytałam im też bajkę o robocie i Samie. Chyba to najbardziej lubią, bo podczas czytania zachowują względny spokój. Na jakieś dziesięć minut przed końcem lekcji wyszliśmy na dwór. O dziwo dzieciaki nie rozbiegły się po całym podwórku tylko uformowały rząd i zaczęły śpiewać: follow the leader leader leader:) Zrobiliśmy kilka fotek, dzieciaki bardzo chętnie ustawiają się do zdjęć.
Na następnej lekcji miałam creativity lessons z babies. Dzieciaki były wyjątkowo ruchliwe i nie dało się ich usadzić, aby spokojnie rysowały. Nie obyło się oczywiście bez ryku, ale na szczęście żadne dziecko nie zostało uszkodzone.
Potem jako ostatnią lekcję miałyśmy mieć informatykę. Niestety, w salce informatycznej siedziały dzieci i śpiewały. Nikt nam nie powiedział że informatyka jest odwołana, wiec nie przejmując się tym przeczekałyśmy w domku do końca zajęć. Kamila zasugerowała, że może to na nasze pożegnanie, na co ja, że gdzie tam, pewnie na dzień nauczyciela.
Dzisiaj rano obudziło mnie coś, co biegło po mojej nodze. Natychmiast strzepnęłam to coś, na 99% mysz. Potem okazało się, że musiały dłużej przebywać na naszych łóżkach, bo znalazłyśmy też kupy mysie. Fuj, obleśne, śpimy z myszami. Ostatnio zaobserwowałam, że myszy są już trzy, ta ostatnia nazywa się Grażyna.
Gdy jadłyśmy śniadanie zadzwonił do mnie John, że mamy przyjść do jego biura. No to zebrałyśmy się, a tu okazało się że jest jakaś impreza na podwórku, DJ, kolorowe łańcuchy, dużo dzieci i ławki ustawione dookoła podwórka. Okazało się, że faktycznie jest to impreza pożegnalna dla nas. Dla mnie zrobili nieco przyspieszoną, gdyż opuszczam szkołę dopiero w przyszły czwartek. Jednakże, ponieważ jest to środek tygodnia, żegnają mnie już teraz. Byłyśmy bardzo zaskoczone, a szczególnie chyba ja, bo jak pisałam wcześniej, nie wierzyłam, że zrobią nam takie głośne i uroczyste pożegnanie. Podczas imprezy żegnaliśmy również grade 9, który kończy już szkołę i zaczyna egzaminy do szkoły średniej od poniedziałku. Oczywiście nie obyło się bez fotek z dziećmi i nauczycielami. Dzieciaki tańczyły, szejkowały tyłkami, śpiewały, rapowały. Bardzo uzdolniona ta tutejsza młodzież pod kątem ruchowym. Nikt się nie bił, wszyscy się bawili, dzieci dotykały naszych
rąk, włosów, przytulały się, chciały być podnoszone i oglądać zdjęcia na telefonach. Dostałyśmy też liściki z podziękowaniami od poszczególnych dzieci.





Ogólnie bardzo nam się podobało to pożegnanie, na pewno pozostanie na długo w naszej pamięci.
Późnym popołudniem wybrałyśmy się na spacer, podziwiać zachód słońca i wypić ostatniego wspólnego drinka w Zambii:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co cię nie zakili to cię wzmocni cz. 2

Zdobycie Kilimanjaro to bardzo niesamowite przeżycie, które na długo żyje w pamięci. Jednakże jak się wyjechało, to wypadało by tez wrócić, ...