środa, 13 września 2017

Ticza luk!

Wczoraj i dziś miałyśmy kolejne zajęcia z dziećmi. Głównie są to zajęcia z młodszymi dziećmi, co odpowiada mniej więcej polskiemu przedszkolu i dzieciom do czwartej klasy szkoły podstawowej. Miałam najpierw angielski z klasą, która odpowiada polskiej zerówce. Dzieciaki uczyły się alfabetu, niestety widać bardzo zróżnicowany poziom tych dzieci, bo niektóre łapały w lot i pisały ładnie poszczególne literki a niektóre napisały tylko ok 5-10 liter przez całe dwie godziny lekcji. Dzieci na poziomie przedszkola i pierwszej klasy nie noszą ze sobą własnych zeszytów, tylko dostają je na lekcji. Każdy z nich jest podpisany, więc musiałam odczytywać imiona, a poszczególne dzieci się po nie zgłaszały. Nie wiem, czy każdy dostał swój zeszyt, bo nie znam ich wszystkich po imieniu, ale jeśli nie, to trudno, pisały w czyimś. Niestety, podczas lekcji jest wiele czynników, które je rozpraszają i nie potrafią skupić się na wykonywanych czynnościach. Np. jedna z dziewczynek bardzo entuzjastycznie podeszła do zadania na początku, po czym w trakcie lekcji zakomunikowała, że jest już zmęczona i więcej nie zrobi. Nie jest to dziwne skoro ważniejsze od nauki jest krzyczenie i zaczepianie innych kolegów. Miałam też przypadek dziewczynki, która zamiast liter cały czas pisała mi cyfry, mimo że ją upominałam i pomagałam. Niestety, z niektórymi bardzo trudno jest się porozumieć. Nie sądzę, żeby to była bariera językowa, zdarza się że inne dzieci podpowiadają innym co mają zrobić w języku Nyanga. Chyba po prostu niektóre dzieci myślą wolniej. Dodatkowo, w klasie obok zajęcia miały babies, czyli takie polskie przedszkole. Niestety nauczycielki w tej klasie nie było przez jakieś 70% czasu, więc dzieci te przychodziły do mnie i rozrabiały na mojej lekcji. Kilka z nich musiałam przenieść na ich miejsce, żeby nie przeszkadzały.
Miałam też matematykę z klasą, która odpowiada mniej więcej 2-3 klasie naszej podstawówki. Kontynuowaliśmy materiał z dnia poprzedniego tj. dzieci trenowały mnożenie i dzielenie. Dzieci dostały ok 10 przykładów do rozwiązania. Tylko jedna dziewczynka zrobiła wszystkie. Inne dzieci w różnym stopniu wykonały zadanie, starały się, ale różnie bywało z wynikami. Gdy chciałam dać im więcej przykładów zaczęły protestować, że są już zmęczone, wiec narysowałam im podstawowe figury geometryczne. Dzieci na matematyce są zdecydowanie bardziej skupione niż na angielskim, wiec można z nimi w miarę sprawnie pracować.
Nie zawsze jednak tak bywa, Kamila miała matematykę z przedszkolem i niestety dzieci nie wykazały takiego entuzjazmu jak na mojej lekcji. Zamiast pisać cyfry wolały bić się, tarzać po podłodze i skakać ze stołu. Skończyło się rykiem, ale tak to bywa jak się nie słucha nauczyciela.
Po wysłuchaniu historii o zachowaniu babies z dnia poprzedniego lekko zestresowana szłam na dzisiejsze zajęcia creativity właśnie do tej grupy. Narysowałam im różne owoce i warzywa i za zadanie miały narysować podobne. Na początku nawet było w miarę spokojnie, niestety, w połowie lekcji i u mnie zaczęły rozrabiać. Jako, że to creativity lessons, reagowałam tylko wtedy, gdy było realne zagrożenie uszkodzenia ciała. Nic się nikomu nie stało, tylko jedna dziewczynka się
rozpłakała bo ktoś zabrał jej kartkę, którą z pasją mazała.
Drugą lekcją, jaką dziś miałam, była matematyka w klasach odpowiadających 4-5 klasie polskiej podstawówki. Zaplanowałam dla nich mnożenie i dzielenie "pod kreską". Udało się zrobić tylko jedno z nich, dzielenie będzie na następnej lekcji. Znowu widać było duże różnice w poziomach, część dzieci od razu wiedziała jak zrobić działania i potrafiła wykorzystać tabliczkę mnożenia, część niestety nie umiała nawet załapać w której linii wpisywać liczby. Przynajmniej były spokojne
i dzieci ze skupieniem rozwiązywały zadania.
W oba te dni miałyśmy też informatykę, ale tam jest w miarę spokojnie. Trzeba tylko pilnować, czy dzieci na pewno są w dobrym programie, bo czasami lubią sobie coś po przełączać, albo pograć w grę.
Ulubionym zdaniem dzieci na lekcjach jest "ticza luk!" czyli "nauczyciel, patrz!". Pokazują wtedy np. jakąś kreskę z zeszycie, którą narysowały lub ogólnie jakiś punkt na suficie. Mają wielką radochę, jeśli uda im się oszukać nauczyciela.
Jest też jeszcze jedna rzecz, która może być irytująca dla Europejczyka. Otóż dzieci nie znają podstawowych zasad ochrony środowiska i zachowania czystości. Wszelakie śmieci wyrzucają pod siebie i często nie reagują na upomnienia, żeby posprzątały. Lubią też bryzgać brudną wodą z pędzli dookoła, zamiast wytrzepać je do kubeczka.
Dziś przeszłyśmy się na spacer. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jakaś grupa ludzi, która szła z psami. Chyba szli z jakiegoś polowania, które chyba nie było zbyt owocne, bo wyciągnęli w naszą stronę głowę tylko małej sarny. Biedna sarna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co cię nie zakili to cię wzmocni cz. 2

Zdobycie Kilimanjaro to bardzo niesamowite przeżycie, które na długo żyje w pamięci. Jednakże jak się wyjechało, to wypadało by tez wrócić, ...